sobota, 4 maja 2013

Związki przyczynowo-skutkowe, czyli dlaczego dom pasywny już dziś jest 100-% rozwiązaniem przyszłości i jest dobry dla środowiska...


Witam serdecznie,

dziś chcę się z Wami podzielić paroma spostrzeżeniami na temat, który w świadomości większości z nas jest nieobecny, a którym warto się jak najszybciej zająć, bo dotyczy nas wszystkich i każdy może dołożyć małą cegiełkę, żeby było lepiej. Nie zdradzę na początku, co mam na myśli, ale sądzę, że dociekliwy czytelnik sam szybko dotrze do sedna sprawy...

A więc do rzeczy...

Po katastrofie elektrowni atomowej w Fukushimie w marcu 2011 na świecie zrobiło się po raz kolejny bardzo głośno na temat zagrożeń wynikających z pokojowego użytkowania energii jądrowej, problemów związanych ze składowaniem odpadów rozpadu, kosztów, również tych społecznych związanych z energią jądrową. Dziennikarze wszystkich kierunków politycznych prześcigali się  wprost w licytacji szkód, kosztów, ofiar, wróżyli z fusów kolejne jeszcze większe katastrofy i straszyli wszystkich nieuświadomionych, czyli nas wszystkich. 
 
W Niemczech już po krótkim czasie wybuchła zbiorowa panika pt. my będziemy następni, jeśli nawet najbardziej stechnicyzowana i nowoczesna nacja świata, Japończycy, nie potrafiła nad energią jądrową i zgubnymi skutkami katastrofy zapanować... Już wcześniej prowadzono w Niemczech regularne dyskusje na temat możliwości wycofania się  z programu pokojowego użytkowania energii atomowej, połączone z nie całkiem pokojowymi demonstracjami przeciwników tejże energii. 

"Sarkofag" reaktora w Czarnobylu
Katastrofa w Czarnobylu w 1986 roku uświadomiła wszystkim, że energia atomowa, nawet ta ujarzmiona, zawsze będzie niosła ze sobą niemałe zagrożenie. Abstrahując od indywidualnych upodobań i zapatrywań na ten temat, prawda jest taka, że rozważania w mojej ocenie idą w niewłaściwym kierunku. Politycy ze względu na aktualną sytuację prowadzą dyskusje o tym, jak najszybciej pozamykać elektrownie atomowe i czym je zastąpić, zamiast rzeczowo rozmyślać nad tym, w jaki sposób ograniczyć niepotrzebnie gigantyczne zużycie energii.

Po katastrofie w Fukushimie doszło w Niemczech do „przełomu”. Postanowiono wycofać się  z użytkowania energii atomowej. I to niezależnie od kosztów tej operacji. Po decyzji z sierpnia 2011 roku spośród 17 funkcjonujących elektrowni atomowych już w ciągu 6 miesięcy wyłączono reaktory w 8 z nich  - Unterweser w Dolnej Saksonii, Krümmel i Brunsbüttel w Schleswigu-Holsteinie, Biblis A i B w Hesji, Philippsburg i Neckarwestheim w Badenii-Württemebrgii i Reaktor Isar 1 w Bawarii. Pozostałe 9 reaktorów ma zgodnie z planem zostać wyłączone najpóźniej do 2022 roku. Tyle fakty i decyzje polityczne.

Przyjrzyjmy się  teraz paru liczbom.
Prawie 75% mieszkańców Niemiec uważa powyższą politycznie ugruntowaną decyzję za słuszną. Ale już tylko 30% gotowa jest do ponoszenia wyższych kosztów energii wynikających z rozbudowy sieci produkcji i przesyłu energii ze źródeł odnawialnych. Około 50% liczy się z problemami w dostawie energii, które krótko po odłączeniu wymienionych reaktorów miały już na terenie Niemiec miejsce we wzmożonym stopniu, ale większość nie zdaje sobie w najmniejszym stopniu sprawy z konsekwencji, jakie nawet krótkotrwałe pauzy w dostawie prądu, w szczególności dla przemysłu mogą spowodować. „Turbo-Ausstieg” jak całkowitą rezygnację z energii atomowej i zamknięcie wszystkich 17 elektrowni na terenie Niemiec do 2022 roku się tu nazywa jest od strony technicznej możliwy. To już wiadomo. Ale jest ogromnym wysiłkiem, nawet dla tak bogatego i prężnego państwa jak Niemcy. Zgodnie z szacunkami koszty przestawienia produkcji i dystrybucji energii na źródła odnawialne to – bagatela - 170 miliardów € (!). I nie są to bynajmniej całkowite koszty przemiany energetycznej. Co jeszcze czeka Niemcy do 2022 roku? 


Przy wdrożeniu obecnie forsowanego scenariusza cała masa daleko idących zmian. Jedną z bardziej dotkliwych i widocznych będzie totalne przeobrażenie krajobrazu, już  obecnie funkcjonuje tu 21.300 wiatraków produkujących prąd. Nie są to tylko Offshore-Windparks na morzu, które można by potraktować jako dodatkową atrakcję widokowo-turystyczną, ale gigantyczne farmy wiatrowe w zamieszkałych regionach jak np. ciągnący się kilometrami pas na południe od Berlina... 

Już teraz powierzchnię prawie 13.000.000 m² dachów i pól zajmują kolektory słoneczne i fotowoltaiczne... już  dziś 2 z 12 milionów hektarów pól uprawnych wykorzystuje się do produkcji biopaliw... Wdrożenie scenariusza na rok 2022 oznaczałoby zwielokrotnienie powyższych liczb i obecnego status quo - 46 GW energii z turbin wiatrowych, 52 GW energii z modułów fotowoltaicznych, 8 MW z biomasy... I gigantyczną rozbudowę tras do przesyłu „prądu ekologicznego” do miejsc zapotrzebowania... Zadanie prawie niewykonalne, dlatego mało kto wierzy w pełną i planową realizację scenariusza 2022. Produkcja energii stałaby się widoczna na każdym kroku dla każdego. Ze wszystkimi konsekwencjami. Tak gigantyczne planowane inwestycje nie pozwolą w przyszłości na utrzymanie obecnych cen energii. Tylko w ubiegłym roku (2012) w energię odnawialną (przede wszystkim wykorzystanie energii słonecznej) wpompowano 9 miliardów €. Już dziś ma to przełożenie na koszt energii i na domowe budżety wielu rodzin, przede wszystkim tych gorzej uposażonych. Z postępującą rozbudową sieci będzie coraz gorzej (drożej). Zapotrzebowanie na energię do 2022 roku może wynieść zgodnie z szacunkami około 227 terrawattogodzin, czyli przeszło dwukrotnie więcej niż ilość obecnie produkowanej energii... można by tymi liczbami jeszcze długo żonglować, by wykazać, że zadanie jest syzyfową pracą, i nawet jeśli dojdzie do jego realizacji to społeczne skutki i koszty będą bardzo poważne. To co mnie zdecydowanie bardziej interesuje w tym kontekście to „druga strona medalu”, czyli rozważania nad sednem sprawy, nad którym już od dwudziestu lat główkują również twórcy teorii budownictwa pasywnego.

Czemu mając tak gigantyczne środki do dyspozycji wydajemy je w tak nierozsądny, chciałoby się rzec – głupi i nieodpowiedzialny sposób? Czemu szukamy drogi do zastąpienia jednego bardziej lub mniej domniemanego zła przez zło drugie, może tylko trochę lepsze, zamiast szukać prawdziwego rozwiązania problemu? Bo rozwiązanie problemu nie polega na zastąpieniu jednego rodzaju energii drugim, tylko na ograniczeniu jego zużycia i tu krokiem do optymalnego rozwiązania jest budownictwo pasywne! Wycofanie się z użytkowania energii atomowej w Niemczech nie oznacza bynajmniej rozwiązania problemu i podwyższenia bezpieczeństwa. Koszty nowych instalacji niewyobrażalne i jeszcze długo będą się Niemcom odbijały czkawką... poza tym tuż za niemiecką granicą funkcjonują francuskie elektrownie atomowe, a „żadna z nich (jest ich 19 !) nie jest całkowicie bezpieczna.
 
Elektrownie Francja
W wielu z nich nie przetestowano nawet procedur ratunkowych. Takie niepokojące konkluzje płyną z raportu unijnych ekspertów... W przeciwieństwie do elektrowni tego typu znajdujących się w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Szwecji, we Francji brakuje odpowiednich zabezpieczeń i nie ma urządzeń do precyzyjnego badania np. siły wstrząsów sejsmicznych. W wielu elektrowniach nie przetestowano nawet procedur ratunkowych... eksperci unijni najbardziej krytykują Francję, która jest największą potęgą w dziedzinie energii atomowej na naszym kontynencie. We Francji działa aż 58 reaktorów... w sierpniu (2012) nadsekwańskie media ujawniły, że pęknięcia powłok francuskich reaktorów były bagatelizowane (!)... na powłokach reaktorów działających w siedmiu francuskich elektrowniach atomowych zaobserwowano ponad 30 pęknięć (!)... Według mediów, zostały one odkryte już trzy lata temu, ale mimo to nikt nie poinformował o tym obywateli. Co więcej, nie zrobiono nic, by naprawić pęknięcia (!). Francuska Agencja Bezpieczeństwa Nuklearnego... nie podniosła alarmu, bo według niej chodzi o 33 niegroźne, "mikroskopijne pęknięcia" powłok reaktorów. Ich wielkość nie przekracza jednego centymetra (!). Oburzeni ekolodzy twierdzą jednak, że to skandal. Przypominają, że po niedawnym odkryciu potencjalnych pęknięć w belgijskiej elektrowni w Doel koło Antwerpii tamtejszy rząd wstrzymał rozruch jednego z reaktorów.” Na marginesie  warto nadmienić, że Niemcy już dziś ze względu na sukcesywne wyłączanie własnych elektrowni jądrowych przy problemach z zasilaniem posiłkują się... francuskim prądem. Francja 75% zapotrzebowania na energię pokrywa przy pomocy energii jądrowej... Nic dodać nic ująć.
A przecież można by inaczej mając do dyspozycji 170 miliardów €... Przyjrzyjmy się zatem temu zagadnieniu od drugiej strony.


 
W Niemczech przyjmuje się zgodnie z szacunkami, że około 25% całkowitej energii zużywają budynki mieszkalne (2194 do 8744 petajoule), w Polsce ten udział ze względu na budownictwo energożerne jest zdecydowanie wyższy. Kolejne 30% to udział przemysłu (2624 do 8744 petajoule). Na usługi i handel przypada 15% (1355 do 8744 petajoule). Reszta to udział transportu.








 

Według DENA (Deutsche Energie-Agentur GmbH)[i] zużycie energii w budynkach ze względu na sposób wykorzystania kształtuje się mniej więcej w następujący sposób:
78 % ogrzewanie
11 % ciepła woda użytkowa
3 % chłodziarki/zamrażarki
2,5 % mycie/gotowanie/płukanie
1 % oświetlenie
4,5 % pozostałe urządzenia elektryczne



Niezależnie od precyzji powyższych szacunków - nie trzeba być Einsteinem, żeby natychmiast zauważyć dominujący udział ogrzewania w powyższym bilansie. I to jest właśnie sedno niniejszego posta – na ogrzewanie budynku największy wpływ ma jego standard energetyczny. Dla przypomnienia – typowe budynki zużywają energię grzewczą na poziomie 150-200 kWh/m²a, ich zużycie zależy przede wszystkim od wieku. Dla domu pasywnego maksymalne dopuszczalne zapotrzebowanie na energię grzewczą wynosi tylko 15 kWh/m²a. Poprawa standardu energetycznego budynków w zdecydowany sposób jest w stanie ograniczyć straty cieplne i w ten sposób bardzo znacznie ograniczyć zużycie energii, na początek energii grzewczej. Mniejsze zapotrzebowanie na energię oznacza w prostej linii zmniejszenie mocy produkcyjnych przy bardzo znacznym ograniczeniu nieprzewidywalnych skutków ubocznych. I to jest właśnie istotne, tą drogą powinniśmy podążać... NIE - rozmyślać, planować i reorganizować wielkim nakładem sposób produkcji i redystrybucji energii, tylko starać się jej zużycie ograniczyć do niezbędnego minimum, przy którym zaspokojenie zapotrzebowania przez wykorzystanie źródeł odnawialnych stanie się łatwiejsze.

Wiem, wiem, oponenci podniosą krzyk, że energia elektryczna i grzewcza to nie to samo, że inwestycje w termomodernizację w niewielkim stopniu wpłyną na globalny bilans energetyczny, że trzeba zamykać elektrownie atomowe, ponieważ są niebezpieczne i inwestować w odnawialne źródła energii itd. itp. 
Nie zgadzam się  z takim podejściem – jest w nim dużo polityki i stereotypów, natomiast mało działań merytorycznych, popartych rzeczową naukową analizą. Dom pasywny zużywa z założenia nie tylko zdecydowanie mniej energii grzewczej, ale również przez wykorzystanie efektywnych rozwiązań i urządzeń minimalizuje zużycie energii elektrycznej. Głównym dążeniem budownictwa pasywnego jest zdecydowane ograniczenie zużycia energii w każdej formie przy jednoczesnym podwyższeniu  komfortu budynku. Wydaje się to kwadraturą koła, jak dowodzą zrealizowane projekty jest jak najbardziej MOżLIWE. Każdy świadomy mieszkaniec i właściciel takiego budynku ma bardzo duży wpływ na własne zużycie energii. Postrzegając to w globalnej skali, już dziś każdy z nas ma wymierny wpływ na globalne zapotrzebowanie na energię i pośrednio mógłby już dziś wpływać własnymi decyzjami na decyzje polityków. Każdy z nas może dołożyć swoją małą cegiełkę do poprawy warunków życia w najbliższym otoczeniu i do ochrony środowiska... Każdy może coś robić, musi mu się tylko chcieć i musi postępować świadomie.
I jeszcze jedna mała dygresja na koniec – jest oczywiście bardzo silny związek pomiędzy energią grzewczą i elektryczną. Nakład, który musimy ponieść w celu wyprodukowania 1 kW energii elektrycznej to 2-3 kW innych form energii. Minimalizowanie zużycia drogiej i dlatego drogocennej energii elektrycznej chroni środowisko i jest często możliwe bez dodatkowych dużych nakładów... Często to tylko sprawa chęci i świadomego działania.

Poza tym - zgodnie z danymi GUS ogrzewanie energią elektryczną jest nawet o ok. 70% droższe niż ciepło pochodzące z miejskiej sieci grzewczej. Małe kotłownie przydomowe zasilane gazem lub olejem opałowym wymagają również wyższych nakładów (odpowiednio ok. 35% i 60%). Dlatego energia elektryczna w czystej formie jest zbyt drogocenna i tylko w wyjątkowej sytuacji powinna i może być wykorzystywana do ogrzewania.

Do usłyszenia wkrótce.




[i] DENA - ist das Kompetenzzentrum für Energieeffizienz, erneuerbare Energien und intelligente Energiesysteme. Das Leitbild der dena ist es, Wirtschaftswachstum zu schaffen und Wohlstand zu sichern – mit immer geringerem Energieeinsatz. Dazu muss Energie so effizient, sicher, preiswert und klimaschonend wie möglich erzeugt und verwendet werden – national und international.